Kontakt 26/2014: Zielone pojęcie
Opis
Ekologia bywa postrzegana jako element stylu życia zadowolonej z siebie klasy średniej. Jak gdyby myślenie o środowisku naturalnym było luksusem, na który człowiek może sobie pozwolić dopiero wtedy, gdy zaspokoi wszystkie swoje podstawowe potrzeby. Jak gdyby troska o stworzenie sprowadzała się do zakładania rezerwatów przyrody, które uspokajałyby nasze sumienia,
i terenów zielonych, które cieszyłyby nasze oczy. Jak gdybyśmy stali przed rozłączną alternatywą: albo skuteczne rozwiązywanie
problemów społeczno-ekonomicznych, albo głoszenie utopijnych postulatów życia w zgodzie z naturą: morświnami w Bałtyku i kozicami w Tatrach, nie wspominając już o czarnych nosorożcach w Afryce i wombatach w Australii.
Ale przecież tak nie jest.
Nie ma ekologii przyrody bez ekologii człowieka, który – chce tego czy nie – jest uwikłany w sieć relacji ze stworzonym światem
i z innymi ludźmi. Jeśli zaczniemy pojmować ekonomię w sposób nieco bardziej ludzki, to okaże się, że społeczna ekologia tradycyjnych wspólnot – w Biblii wyrażająca się w zasadach roku szabatowego (raz na siedem lat ziemia musi odpocząć)
i roku jubileuszowego (raz na pięćdziesiąt lat długi są umarzane) – znacznie więcej ma wspólnego z ekonomiczną racjonalnością
niż quasi-religijny kult wzrostu gospodarczego. Nie można w dłuższej perspektywie przeciwstawiać sobie sprawiedliwości
społecznej i sprawiedliwości ekologicznej, choć wynikające z nich postulaty znajdują się niekiedy w realnym konflikcie. Jak
pisze Leonardo Boff, to właśnie ludzie ubodzy są dziś gatunkiem najbardziej zagrożonym wyginięciem w związku z nadmierną
eksploatacją środowiska naturalnego i postępującym utowarowieniem zasobów naturalnych.
W obliczu światowego kryzysu gospodarczego, gdy zdaje się dochodzić do przewartościowania zasad rządzących ekonomią
od przeszło trzydziestu lat, powoli zmienia się także zachodni sposób myślenia o ekologii. A jednak głoszenie postulatów ekologicznych wciąż kojarzy się w naszej części świata z niegroźnym (?) szaleństwem. W wyniku kolejnych rewolucji – od przemysłowej do cyfrowej – kultura Zachodu uległa tak daleko idącej technicyzacji, że rozdział świata ludzkiego i świata przyrodniczego wydaje się nieodwracalny. Z punktu widzenia dużej części mieszkańców naszego globu jest on jednak fałszywy. Rolnicy z przybrzeżnych regionów Bangladeszu toczą codzienną walkę z wodą, która podmywa ich domy i zalewa pola. Ludzie ci doświadczają na własnej skórze, że skutkujące podniesieniem poziomu wód globalne ocieplenie nie jest wymysłem ekoterrorystów. Zechciejmy mieć o tym choćby „zielone pojęcie”.